Drogi pamiętniku!
3 lipca 2012, wtorek.
Wylądowaliśmy na Majorce po długim i bardzo męczącym locie. Byłam coraz bliżej zejścia po schodach samolotu, kierując się do odprawy.
-Dlaczego okrężną drogą. Mogło być dużo krócej – narzekał za mną mój tata, gestykulując przy tym zabawnie, ale na chwilkę zamilkł gdy zobaczył żegnającą się kobietę. –Hola* – powiedział do niej i odwrócił wzrok w moją stronę.
Kolejka była niemiłosierna, co przysporzyło mnie o silny ból głowy. Chciałam obrócić się w lewo, by uklęknąć do jednej z walizek po białą tabletkę przeciwbólową. Lubiłam korzystać z pomocy medycyny, boli mnie coś, zażywam lek i po kłopocie. Nim się obróciłam, moim oczom ukazał się nieco wyższy ode mnie chłopak, który stał w drugim rzędzie kolejki, obscenicznie spoglądając na tablicę z wylotami i przylotami. Tym razem jego wzrok powędrował na mnie. Jego czekoladowe oczy zahipnotyzowałyby niejedną dziewczynę, a budowa cielesna połączona z nieco ciemniejszą karnacją spowodowałaby gęsią skórkę. Skądś znałam to spojrzenie. Uśmiechnął się do mnie zalotnie, na co ja odpowiedziałam tym samym, ukazując rządek już prawie równych zębów, które pokrywał aparat ortodontyczny.
Odprawa mijała mozolnie, a ja ledwo stałam w kolejce. Kątem oka spojrzałam na rodziców, siedzących w kafejce. Pomimo tylu latach bycia ze sobą nadal się kochają, są razem, a ich miłość kwitnie. Ostatnio spytałam tatę, jak to możliwe że są parą od dwudziestu lat, na co on z uśmiechem odparł:
Kolejka była niemiłosierna, co przysporzyło mnie o silny ból głowy. Chciałam obrócić się w lewo, by uklęknąć do jednej z walizek po białą tabletkę przeciwbólową. Lubiłam korzystać z pomocy medycyny, boli mnie coś, zażywam lek i po kłopocie. Nim się obróciłam, moim oczom ukazał się nieco wyższy ode mnie chłopak, który stał w drugim rzędzie kolejki, obscenicznie spoglądając na tablicę z wylotami i przylotami. Tym razem jego wzrok powędrował na mnie. Jego czekoladowe oczy zahipnotyzowałyby niejedną dziewczynę, a budowa cielesna połączona z nieco ciemniejszą karnacją spowodowałaby gęsią skórkę. Skądś znałam to spojrzenie. Uśmiechnął się do mnie zalotnie, na co ja odpowiedziałam tym samym, ukazując rządek już prawie równych zębów, które pokrywał aparat ortodontyczny.
Odprawa mijała mozolnie, a ja ledwo stałam w kolejce. Kątem oka spojrzałam na rodziców, siedzących w kafejce. Pomimo tylu latach bycia ze sobą nadal się kochają, są razem, a ich miłość kwitnie. Ostatnio spytałam tatę, jak to możliwe że są parą od dwudziestu lat, na co on z uśmiechem odparł:
-Wiesz, kochanie, za naszych czasów wszystko się naprawiało, a nie wyrzucało do kosza.
Cholernie im zazdrościłam, odnaleźli siebie, dwie takie same połówki jabłka.
Cholernie im zazdrościłam, odnaleźli siebie, dwie takie same połówki jabłka.
-Ruszaj dalej – odparł ów mężczyzna z czekoladowym spojrzeniem. Wybudził mnie z zamyślenia i popchałam wózek z bagażami.
Wsiedliśmy do autokaru z dużym nadrukiem ITAKA, który miał nas odwieść do hoteli. Całą rodziną byliśmy już na miejscach siedzących, aż moim oczom ukazał się tamten facet z lotniska.
-To niemożliwe, aby jechał do naszego hotelu. To tylko to samo biuro podróży – pomyślałam i ujrzałam rodziców chłopaka, zmierzających w naszą stronę.
-Witaj, Jerzy. No w końcu, nie mogłem was złapać na lotnisku! – odparł średniego wzrostu mężczyzna z równie czarującym spojrzeniem jak jego syn, który właśnie zajął miejsce w autokarze i oparł głowę o szybę, a w uszach dusił słuchawki. On mówił, mówił od taty.
-Cześć Piotrze, witaj Marysiu – przywitali się moi rodzice, a ja bacznie obserwowałam sytuację.
-Do hotelu zostało pięć minut drogi, na miejscu to uczcimy – zaproponował ów facet.
-Do hotelu zostało pięć minut drogi, na miejscu to uczcimy – zaproponował ów facet.
W recepcji panował anielski spokój. Dwóch recepcjonistów czekało już na przyjęcie gości. Podeszłam do jednego z nich, który z uśmiechem na twarzy wytłumaczył mi, gdzie znajduje się nasz pokój, no i generalnie te wszystkie pierdoły na powitanie.
-Widzimy się o osiemnastej na kolacji. Nasz pokój to 637, jak coś to dzwońcie – stwierdził mój tata, kierując się do windy.
Szóste piętro to coś, o czym marzyłam. Wynegocjowałam także widok na baseny i Morze Śródziemne.
Szóste piętro to coś, o czym marzyłam. Wynegocjowałam także widok na baseny i Morze Śródziemne.
Staliśmy już pod naszym pokojem, a ja zwinnym ruchem otworzyłam drzwi kartą. Rodzice zaczęli nieco zwiedzać mieszkanko, jednak ja od razu spojrzałam w stronę okna balkonowego. Mocując się z klamką, pociągnęłam ją i momentalnie uderzył mnie ciepły napływ powietrza, a zarazem lekki, przyjemny wiatr znad morza. Usiadłam na krzesełku i wyłożyłam nogi na stolik, przyglądając się ludziom, którzy szli zajmować leżaki ręcznikami. Uwieczniłam majorkański poranek na zdjęciu i poszłam spać.
Wraz z całą rodzinką smacznie spaliśmy na hotelowych łożach. Obudziłam się, przecierając oczy. Pokój, w którym spałam roznosił dźwięk telefonu. Podniosłam go i jeszcze zaspanym, chrapliwym głosem powiedziałam:
-Halo
-Cześć, z tej strony Paweł Wlazły – powiedział twardy, męski głos, który wydawał się bardzo przyjemny. Poprzez nazwisko zareagowałam dosyć gwałtownie, ale uspokoiłam się, bo wielu Wlazłych chodzi po świecie. –Moi rodzice jeszcze śpią i niekoniecznie chce im się wstawać, a ja strasznie zgłodniałem – kontynuował mężczyzna, a ja dusiłam słuchawkę telefonu.
-Moi także śpią, ale osiemnasta jest dopiero za półtorej godziny – stwierdziłam dosyć perlistym głosem.
-Wiem, ale ja jestem taki głodny, a nie chcę iść sam. Mogłabyś pójść ze mną? – zapytał proszącym głosem, a ja momentalnie wyobraziłam sobie jego błagalne, czekoladowe spojrzenie i zgodziłam się.
Zjedliśmy razem kolację w restauracji, a on bardzo mi zaimponował. Przepuścił mnie w drzwiach i poczułam zapachach dobrych, męskich perfum. Myślę, że spędziliśmy bardzo miło czas. Po jedzeniu przeszliśmy razem do lobby. Usiedliśmy przy stoliku pod ścianą, by dobrze widzieć telewizor i mecz polskich siatkarzy.
-Idę po jakiegoś drinka, wziąć ci coś do picia? – zapytał mnie, gdy ja przeglądałam jedną z kart.
-Liczę na twoją inwencję twórczą, tylko żadnego alkoholu – odparłam, uśmiechając się do niego.
-Liczę na twoją inwencję twórczą, tylko żadnego alkoholu – odparłam, uśmiechając się do niego.
Przyniósł mi kakao, kolorem przypominające kolor jego tęczówek.
-Proszę – powiedział i ciapnął mi na nos kawałek bitej śmietany z napoju.
-Ej – cicho krzyknęłam i zaśmiałam się, biorąc do ręki chusteczkę.
Rozmawialiśmy pare dobrych chwil, a ludzie zaczęli się gromadzić w holu na mecz. Gdy usłyszeliśmy głośne huczenie, sami odwróciliśmy się już w stronę telewizji i zatopiliśmy się w meczu.
-Tak właściwie, to gratuluję nazwiska – powiedziałam i zaśmiałam się.
-Rodziny się nie wybiera – odrzekł Paweł, na co oboje się zaśmialiśmy. Chyba żartował, no nie?
''PRZEŻYJMY TO JESZCZE RAZ''.
Pierwszy set rozpoczął się cudownym dopingiem polskich kibiców. Hala w Sofii była tak wypełniona Polakami, że to niesamowita duma. Jednak Kanarki, to znaczy Brazylijczycy to twardy rywal i nie będą chcieli tak łatwo odpuścić tak ważnego meczu. Świetna gra, świetne emocje, świetni kibice i świetni zawodnicy – tak zapowiadał się ten mecz.
Pierwszy punkt padł łupem Brazylijczyków po udanym bloku na Bartku Kurku, który wykonał piękny pajp, jednak nie zdołał przedrzeć się przez mur. Ostatecznie pierwszy set dostali w ręce nasi rywale po bardzo nerwowej akcji.
Zaczęła się partia druga, w której pierwsi objęliśmy prowadzenie po kapitalnym, pojedynczym bloku Marcina Możdżonka. To także do nas należała pierwsza jak i druga piłka setowa, która wykorzystał Kurek bardzo mocno obijając blok rywali, a piłka wypadła w aut. Jest remis, 1:1.
Trzeci set rozpoczął zagrywką Giba, ale pierwszy punkt zdobyli nasi siatkarze po udanym bloku. Całą partię wygrali Brazylijczycy, prowadząc już 2:1.
W następnym secie wyszliśmy na boisko bardzo zmotywowani, wygrywając i wyrównując rywalizację. Rozpoczął się tie-break i razem z Pawłem mocno zaciągaliśmy powietrze. Wygraliśmy z bardzo dużym prowadzeniem, bo aż 15:10! Cały mecz zakończył się prowadzeniem Polaków 3:2.
_____________________________
Tak, zdaję sobie sprawę, że bardzo dłuuugi rozdział, ale pamiętnika nie da się podzielić :(! Tak jak zauważyłyście, jest to pierwszy blog, w którym pojawia się Kuba Popiwczak. Szybko mnie rozgryzłyście, bestie! :D Przy okazji przeżyjmy jeszcze raz mecz Polska-Brazylia, który odbył się 05.07.12, ale ja na potrzeby bloga zmieniłam datę. Całuski, mam nadzieję, że będziecie komentować, bo to bardzo motywuje.
Informuję za pomocą gadu-gadu: 45151183
* - cześć po hiszpańsku.
* - cześć po hiszpańsku.