Drogi pamiętniku!
22 czerwca 2012, piątek.
22 czerwca 2012, piątek.
Śniłam, byłam w cudownej krainie, w której wszystko było idealne i bez problemów. Nagle, jakby ze mgły usłyszałam piskliwy dźwięk. Otworzyłam nieprzytomnie oczy, szukając tego przeklętego wynalazku. Jak ja nienawidzę poniedziałków.. a nie, to piątek! Dosyć optymistyczniej zeszłam z łóżka, ale bez napadów euforii. Kto normalny budzi się o siódmej rano i skacze ze szczęścia jak skowronek? Każdy uczeń, który przez bite lata musi codziennie zwlekać swoje ciało z łóżka wcześnie rano, po paru godzinach snu, bo przecież poszłam spać o pierwszej w nocy. Czas to zdecydowanie największy tchórz, jakiego znam. Nauka pochłania jego większość, a gdzie czas na przyjemności, zabawę? Stop, zagalopowałam się, jaką zabawę?
Tocząc walkę z własnym ciałem, kierowałam się do łazienki. Nie dotarłam, bo drogę zastawił mi jakiś niezidentyfikowany obiekt. Głupia szafa! Żyję w tym pokoju tyle lat i nie potrafię po omacku kierować się do łazienki? Chwyciłam się za czoło, bo powitanie z szafą obudziło mnie do końca.
Będzie siniak jak nic, na całe czoło – pomyślałam, przeglądając się w lustrze.
Jak ja nienawidzę życia, cóż za optymistyczny poranek…
Jak ja nienawidzę życia, cóż za optymistyczny poranek…
~*~
Wyszłam z mieszkania, zakładając na ramię plecak. Zamknęłam oczy i zaciągnęłam się pare razy świeżym powietrzem. Dotknęłam jeszcze raz obolałego czoła i syknęłam pod nosem. Włożyłam do uszu słuchawki i zatopiłam się w muzyce i regularnym kroku w kierunku szkoły.
Przed moimi oczami stał już potężny budynek szkoły. Pociągnęłam stalowe drzwi, które wydały specyficzny dźwięk. Weszłam do miejsca, z którego bił gwar i nieład, istne piekło.
Siedziałam na ławce, wiążąc buty. Szło mi to powolnie, bo kątem oka spoglądałam na dziewczyny obok okna, knujące jakąś intrygę. Święta trójca plastików i tyle, nie wiem, która z nich była gorsza.
-Ej, ty, frajerko, nie podsłuchuj – odparła tleniona blondynka, uczęszczająca do drugiej liceum.
-Patrz, jakie ma krzywe nogi. Jak można ubierać krótkie spodenki do takich nóg? – usłyszałam szept.
To był cios powyżej pasa, nie wiedziałam, jak zareagować. Wstałam, poprawiłam koszulę i wyszłam z szatni szkolnej, kierując się do sali numer piętnaście, w której miała odbyć się matematyka.
Siedziałam w ogromnej klasie, wystrojonej w szarych odcieniach. Znudzona lekcją na temat Twierdzenia Pitagorasa, śledziłam życie zza okna. Pani Nowacka usilnie próbowała uspokoić roztargnionych uczniów. Intensywnie rozmyślałam na temat konwersacji dziewczyn w szatni. Rozmawiały o.. jakimś przesłuchaniu, prezesie Banickim. Średnio zrozumiałam tę rozmowę. Z transu wyrwała mnie szczupła profesorka z okularami na końcu nosa.
-Do odpowiedzi przyjdzie – zaczęła, krążąc palcem po dzienniku. – Zapraszam numer 4 – powiedziała twardo, a z miejsca wstał Paweł Dobaczewski.
-Blisko mnie – pomyślałam i zaczęłam śledzić sytuację.
Przystojny brunet z kręconymi włosami i dużymi, zielonymi oczami. Wyglądał inaczej niż zawsze. Ubrany w jasne spodnie z Wranglera z dziurami na kolanach i fioletową koszulę w kratę. Prezentował się schludnie i aż zawiesiłam na nim oko, ale tylko na chwilę, bo gdy zobaczyłam, gdy dukał takie brednie przy tablicy, mimowolnie odwróciłam wzrok i zatopiłam się w wpatrywanie w horyzont.
Apatyczną lekcję przerwał dźwięk dzwonka, a ja szybko ruszyłam do wyjścia. Była to długa przerwa, więc spokojnie mogłam iść do biblioteki poczytać, jednak ówcześnie chciałam zahaczyć o moją szafkę z numerem 53.
Otworzyłam ją, jak zawsze spoglądając na plakat, przedstawiający siatkarzy. Mimowolnie uśmiechnęłam się i wyjęłam książkę. Moje kąciki ust znów ruszyły w górę, gdy zobaczyłam gimnazjalistów, palących papierosy po kątach, którzy myśleli, że dyżurująca anglistka tego nie widzi.
-Blisko mnie – pomyślałam i zaczęłam śledzić sytuację.
Przystojny brunet z kręconymi włosami i dużymi, zielonymi oczami. Wyglądał inaczej niż zawsze. Ubrany w jasne spodnie z Wranglera z dziurami na kolanach i fioletową koszulę w kratę. Prezentował się schludnie i aż zawiesiłam na nim oko, ale tylko na chwilę, bo gdy zobaczyłam, gdy dukał takie brednie przy tablicy, mimowolnie odwróciłam wzrok i zatopiłam się w wpatrywanie w horyzont.
Apatyczną lekcję przerwał dźwięk dzwonka, a ja szybko ruszyłam do wyjścia. Była to długa przerwa, więc spokojnie mogłam iść do biblioteki poczytać, jednak ówcześnie chciałam zahaczyć o moją szafkę z numerem 53.
Otworzyłam ją, jak zawsze spoglądając na plakat, przedstawiający siatkarzy. Mimowolnie uśmiechnęłam się i wyjęłam książkę. Moje kąciki ust znów ruszyły w górę, gdy zobaczyłam gimnazjalistów, palących papierosy po kątach, którzy myśleli, że dyżurująca anglistka tego nie widzi.
Przyspieszyłam kroku, by w końcu wyjść z tego piekła. Nadal w uszach szumiały mi słowa jednej z blondynek, krytykującej moje nogi. Nie powiem, było mi smutno i ciągle rozważałam, jak można być tak okrutnym.
Wyszłam ze szkolnego budynku, mając trzydzieści minut przerwy. Dosyć szybkim tempem ruszyłam w stronę pobliskiej Publicznej Biblioteki. Tylko tam czułam się jak ryba w wodzie. Cisza i harmonia wypełniały mnie od środka, a tamtejsza bibliotekarka emanowała sympatią.
Szłam pewnie parkową drogą, gdyż codziennie przechadzałam się nią do centrum. W uszach szumiała mi głośna muzyka i chyba nuciłam ją trochę pod nosem. Nagle poczułam ciepłą dłoń na moim przedramieniu. Odwróciłam się i moim oczom ukazał się uśmiechnięty szatyn z enigmatycznymi tęczówkami, których do dziś nie potrafię rozpoznać. W ręku miał szarą torbę z firmy Nike, a pod pachą dusił książkę, na której kątem oka zobaczyłam napis: Philip Roth i moje serce szybciej zabiło.
-Cześć, mogę prosić cię o pomoc? – zaczął i uśmiechnął się szeroko. –Przyjechałem tutaj z Legnicy i mam problem, bo się zgubiłem – kontynuował.
-Co cię sprowadza do Jastrzębia? Przecież tutaj nie ma co zwiedzać – odparłam, odwzajemniając się uśmiechem. – Powiedz mi, gdzie mam cię zaprowadzić – dodałam.
-Aleja Jana Pawła II 6, na hale sportową – odparł, a ja jeszcze raz go zilustrowałam. Wiedziałam, że Jastrzębie słynie z siatkówki, ale on nie wyglądał na siatkarza. Przyznam, nie był niski, ale zdecydowanie różnił się wzrostem od Michała Łaski, do którego ostatnio dobiłam w supermarkecie..
Szliśmy równym tempem, a na nasze głowy padały pojedyncze promyki słońca, bo drogę zasłaniały cieniem potężne korony drzew.
-No to jak, opowiesz mi, co sprowadza cię do Jastrzębia? – przerwałam tę chwilową ciszę.
-Akademia Talentów Jastrzębskiego Węgla. Przymierzam się do udziału w rozgrywkach kadetów, może Młoda Liga.. – powiedział, niechcący upuszczając książkę spod pachy.
-No, no, Nemezis, dobry wybór – odparłam uśmiechając się. Jesteśmy na miejscu – dodałam, spoglądając na duży budynek.
–Nie zajmuje ci więcej czasu, dziękuję – rzekł, patrząc na mnie.
-Nie ma problemu, powodzenia – powiedziałam i obróciłam się na pięcie, kierując się w stronę szkoły, bo przerwa przeleciała mi w oka mgnieniu. Ostatni raz obejrzałam się za siebie, zobaczyłam nienaganną sylwetkę i mocne, umięśnione łydki, bardzo starannie opalone. Lekki powiew wiatru zatańczył chłopakowi we włosach, mierzwiąc ich staranne ułożenie…
_____________________
Oddaję kartkę pierwszą w Wasze ręce. Jeśli chcecie być na bieżąco, dodajcie bloga do obserwatorów(sam dół bloga). Całuski :*
Informuję za pomocą gadu-gadu: 45151183
Zaczyna się naprawdę interesująco :-) Jestem bardzo ciekawa jak potoczą się dalsze losy Justyny i kim jest ten chłopak. Proszę informuj :)Numer masz, prawda?:)
OdpowiedzUsuńPS na jednospotkanie zajrzę w wolnej chwili i nadrobię, obiecuję;)
Mam numer, wedle życzenia będę informować ;) Miłego czytania :*
UsuńNo no no ciekawie sie zapowiada. ;) Ciekawa jestem jak to dalej sie potoczy :D
OdpowiedzUsuńP.S. Piszesz naprawde swietnie. czekam na następny rozdział tu i na jednospotkanie ;)
Pozdrawiam Volley ;**
Końcówka fenomenalna , Jezu , dziewico orleańsko .! Cały rozdział , a raczej kartka , od góry do dołu dopracowany i w ogóle , super się go czyta , jak samemu jest się uczniem . Mam nadzieję , że jeszcze wrócisz do etapu opisu szkoły .
OdpowiedzUsuńPS. Paweł Dobaczewski(?) dobre ciacho , ale niemądry , coś mi to przypomina ... : D Pozdrawiam , Sakurka ; *
Jak to na ulicy można wpaść na siatkarza ;) Szkoda, że nie w mojej miejscowości :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Podoba mi się forma pamiętnika. Jestem ciekawa co to za chłopak:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam to co tworzysz. Każde słowo z osobna. Wszystko jest takie przesiąknięte prawdziwymi emocjami. Naprawdę podziwiam. Mam nadzieje, że w kolejnych częściach wszystko stanie się bardziej zrozumiałe :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na prolog na moim nowym blogu http://istotnie-istotna-istota.blogspot.com/ jeśli znajdziesz wolną chwilę to będzie mi miło :)
OMG, żeby to mnie jakiś siatkarz poprosił o wskazanie drogi na halę :3 Swoja drogą zaskoczyłaś mnie swoim wyborem. Siatkarz Młodej Ligi... Nie ma aż tak wielu blogów, które by wybierały właśnie ich na pierwszoplanowe postacie. No ale nie mówię "nie" :P
OdpowiedzUsuńKurde, ta dziewczyna jest świetna ! Takie powinny być każde nastolatki ! Czyta nie tylko lektury szkolne, nie pali, a wręcz śmieje się z tych, którzy 'ukradkiem' to robią. Ciekawe kim jest ten chłopak, który wybiera się do Akademii Talentów Jastrzębskiego Węgla... Popiwczak ? Chyba nie, chooociaż.. :D Czekam, czekam ! :) [welliever]
OdpowiedzUsuńsuper kartka z pamiętnika ! :**
OdpowiedzUsuńto jest swietne poprostu *.* :)
OdpowiedzUsuńSwietne to jest <3
OdpowiedzUsuńWciągający początek ;) spodobało mi się ;*
OdpowiedzUsuńO kurcze.... trzyma w napięciu. genialne <3
OdpowiedzUsuń